Dziennik bosmana

28 kwietnia 2014
Rano o 10 spotkanie z Piotrem i wyjazd do Szczecina. Czas płynął, a myśli były już tylko przy jachcie. I stało się, jak przestrzegali mnie inni. Miłość od pierwszego spojrzenia. Nawet nie musiałem nic mówić.  Jacht ma to coś, coś co sprawiło, że poczułem się jak w domu.

Jeszcze za bardzo się nie poznaliśmy, ale proces ten mam nadzieję przebiegał będzie w miłej i przyjemnej atmosferze. Jacht wyraża pełne zrozumienie, gdy zaczynam grzebać w jego najgłębszych zakamarkach.

Teraz siedzę, piszę i zaraz z przyjemnością zajmę koję, ogarniętą przez siebie. Bo jak wiadomo, w trakcie szykowania, burdel straszny, ale od dziś będzie to twórczy bałagan. Odgruzowany warsztat na dziobie, jutro jedziemy z malowaniem części podwodnej.  Musi być pięknie, a właściwie to skutecznie na wodowanie, bo później nie będzie jak poprawić. Gaz mam, zakupy na 3 dni ogarnięte, jutro drobne zakupy i działam. Jak to mawiał mój nie żyjący przyjaciel – PKP. ( pięknie  k…… pięknie ).

29 kwietnia 2014
Pomalowane antifoulingiem dno. Przemalowana raz linia wodna. Spróbujemy zrobić biały pasek oddzielający. Jutro zrobimy zakupy w Castoramie, by nie musieć znów przeklinać zamknięcia sklepów w długi weekend i robić coś pożytecznego i koniecznego do wodowania. Jak się uda (co ma się nie udać) to jutro zacznę oklejanie jachtu oczywiście po ponownym malowaniu dna i linii wodnej. Do naklejenia Sir Ernesta dojrzewam mentalnie i organizacyjnie z uwagi na fakt, iż dziób jachtu znajduje się nad wodą. Ponieważ jak wielka postać to jest nikomu nie trzeba przypominać, to naklejka równie wielka i z pokładu moja krótka rączka nie sięga. Coś wymyślimy. Elektrycy kończą prace kosmetyczne związane z nową instalacją. Zrobiona jest w sposób bardzo prosty (chwała !) więc nie trzeba być elektrykiem, by wiedzieć co jest gdzie.  Nowy wiatrak huczy śmiało. Musimy go jeszcze zabezpieczyć, by w przypadku puszczenia spawu, wiatrak nam się nie puścił z wiatrem.  Silnikowcy będą przed wodowaniem, i też pewnie skończą prace. Później …. Później będzie później. W chwili obecnej panujemy nad wszystkim ;- )

1 maja 2014
Dziś jakoś sennie mi się wstawało, natomiast kawka w kokpicie całkowicie mnie rozbudziła. Później śniadanko, 3 jajeczka (a co niech ma) i do pracy. Porozklejałem taśmy o oczom mój ukazał się pasek, na którym jest tylko podkład. Na razie jeszcze dywaguję i myślę, czy pomalować go antifoulingiem do linii wodnej, czy strzelić farbą białą. Musiałbym ją kupić, ale to malutka puszeczka. Biegam z dołu na górę i z powrotem do kompa, przeglądając stare zdjęcia z wody Polonusa. Natomiast w tzw. międzyczasie przytargałem rusztowanie i okleiłem jacht nazwami. Jak na pierwszy raz oklejania to jestem z siebie dumny. Jedynie małe „c” w nazwie Szczecin nie chciało ze mną współpracować i kleiło się nie do tej folii co powinno. Później po konsultacji co do miejsca lokalizacji napisów na burtach, tu 20 , tam 25, wszystko stało się jasne i napisy wylądowały we właściwym miejscu – mam przynajmniej taką nadzieję. Łatwo nie było, bo co chwilę przestawianie rusztowania, a na dodatek wieje dziś okrutnie i ponad 2 metrowe naklejki za nic nie chciały się słuchać dążąc do tego by koniecznie odlecieć. Generalnie jacht prezentuje się zacnie. Zaraz skończę ponowne oklejanie paseczka nad którym trwają dywagacje a później rozpocznę świętowanie 1-go maja. Tzn. dziś będzie obiad. Taki prawdziwy, ugotowany oczywiście na jachcie.

 

 

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.

  • Zobacz gdzie znajduje się Polonus

  • Newsletter