„Seba katastrofa”

14 sierpnia, czwartek, dzień 39

1430 – 2 godziny temu oddaliśmy cumy w La Coruna w Hiszpanii. Przebycie 441 mil zajęło nam dokładnie 108 godzin. Ostatni dzień na Biskajach był bardzo podobny do innych. Zmienność pogody jaką tam spotkaliśmy jest porażająca. Od 8B do flauty w ciągu jednej wachty. Wiatr z południa, by za pół godziny wiać z północnego zachodu. Zabawa w stawianie i refowanie żagli, zmiany halsu itp. Do La Coruny wchodziliśmy przed północą i przydzielono nam tymczasowe miejsce obok pięknego jachtu z australijską załogą. Jak się okazało miejsce to z uwagi na dobrą lokalizację ,stało się naszym miejscem docelowym. Dobra lokalizacja wynikała z tego, że wszędzie było daleko, a w związku z tym idąc np. pod prysznic mijało się keje pełne pięknych jachtów. Było co oglądać. Za około 2 godziny powinniśmy minąć przylądek Finistere i odpadając na południowy zachód popłyniemy w stronę kolejnego portu wymiany załogi. Na razie piękna pogoda, więc rozpoczynamy okres wygrzewania przed dalekim południem. Trzeba chwytać słońce, a nie narzekać, że jest za gorąco.

15 sierpnia, piątek, dzień 40

1210 – w końcu zaczęło wiać !!! Po północy, gdy schodziliśmy z wachty wiatr siadł do 6 knt, natomiast wspomagani prądem płynęliśmy ponad 3 knt. Później było już tylko gorzej. Przez całą noc do 0800 rano przepłynęliśmy około 4 mil. Więc przylądek Finistere ,tzw. ciepłych gaci minęliśmy jakieś 2 godziny temu. Teraz przywiewa około 12 węzłów, więc rozłożeni na motyla 6 węzłów w kierunku południowym. Obok nas grasuje stadko delfinów, a czasami coś większego wypluwa w górę fontannę wody.  Uświadamiam sobie, iż od tej pory, aż do Urugwaju powinno być dość ciepło. Trzeba więc magazynować promienie słoneczka i cieszyć się tym co jest. Uśmiechać się trzeba J.

2110 – Piękna żegluga. Od 1600 cały czas baksztag i prędkości 7-8 węzłów. Wiatr w porywach osiągał prędkość ponad 30 węzłów więc zrzuciliśmy grota w tylnym łopocie. Dziś wielokrotnie odwiedzały nas delfiny w mniejszych i większych stadach, podpływając bardzo blisko jachtu. Piękne słońce przypomina nam, że płyniemy na południe. Ja dziś o sobie mogę powiedzieć  „Seba katastrofa”. Najpierw pęka mocowanie karabińczyka kontra szota i bom przelatując mi nad głową, przeciąga szotem po moim ramieniu. Ślad pozostawia taki, jakbym jakimś biczem dostał, lub co najmniej zupa była za słona J. Następnie chcąc wybrać talię, by bom po raz kolejny nie przeleciał na drugą stronę, lina nie zdążyła się zaknagować i  jakieś jej 3,4 metry pięknie ocierają mi dłonie niszcząc i wypalając linie papilarne. Jeszcze tylko przywalenie głową w bom, termos z gorącą herbatą zalewa mi nogi i chyba na dziś starczy. W każdym bądź razie do koi mam jeden krok. Książka i odpoczynek do około 0400.

Możliwość komentowania jest wyłączona.

  • Zobacz gdzie znajduje się Polonus

  • Newsletter