„Syk piany z paszczy okiełznanej fali”

4 września, czwartek, dzień 60
0430 – pierwsza wachta w nowym składzie. Wczoraj na Polonusa zaokrętowali się : Witek – kapitan, Justyna, Agnieszka i Paweł, oraz Wojtek, Maciek i Grzegorz. Tym samym rozpoczynamy 4 etap Wyprawy Shackleton 2014. W grudniu 2012 roku trasę z Las Palmas na Cabo Verde pokonywałem samolotem. Wypatrywałem wówczas na ogromnej przestrzeni Oceanu małych punkcików będących jachtami. Teraz właśnie rozpoczynam tą samą drogę takim małym punkcikiem. Na Cabo Verde podróżuję po raz trzeci i naprawdę na tych wyspach jest coś co powoduje, iż z sentymentem tam wracam. Nigdy nie udało mi się zwiedzić wysp zawietrznych, a wygląda na to, iż tym razem będzie ku temu okazja. Zaczął wiać passat z NE, więc przepłynięcie 850 mil dzielących nas od najbliżej położonej wyspy SAL, nie powinno zając dużo czasu, zostanie więc go trochę na zwiedzanie.
2310 – Do 1700 wiatr jednak zmienny, słabnący do 1,5 knt, zmusił nas do mimowolnego ładowania akumulatorów silnikiem. Następnie lekkie podmuchy umożliwiły postawienie spinakera i na 3 żaglach jechaliśmy powoli na południe. Niż, który wypełnił się nad Wyspami Kanaryjskimi włączył wiatr i teraz wieje już regularna trójka w porywach do 4B. Zostawiamy więc za sobą szumiący kilwater i mkniemy kursem 215 w kierunku Cabo Verde. W dzień temperatura w cieniu grubo przekracza 30 stopni. Nowy podział wacht nieoczekiwanie sprawił, iż mam wolne do jutra do 2000, ale za to z Grzegorzem będziemy mogli poszaleć w kambuzie. Dziś kuki wyczarowały mięsko z serem pleśniowym i ziemniaczkami a do tego sałatka ze świeżych warzyw. Cóż, starzejemy się, jemy spleśniałe sery, pijemy stare wino . Na podwieczorek gruszki i winogrono polane czekoladą. I jak tu żyć?

Wymieniłem żarówkę w kompasie, sprytnie montując ją w trochę odmienny od fabrycznego sposób. Może tym razem uda się nie wyrwać jej za szybko? A jutro? … jutro znów sobie coś wymyślimy poza lekturą książki Roalda Amundsena o zdobyciu bieguna południowego. Dziś już otrzymaliśmy pierwszą pogodę od Marka na telefon satelitarny. Udało się go uruchomić, więc serwis pogodowy podczas trawersowania Atlantyku mamy zapewniony. Czas mentalnie a głównie organizacyjnie przygotowywać się do rejsów na trasie Brazylia – Urugwaj. Obok mnie już spoczywa locja południowego Atlantyku, skąd w głównej mierze zasięgnę informacji o żegludze w tamtym rejonie. Resztę danych postaram się ściągnąć na Cabo Verde w momencie złapania jakiejś sieci wifi. Jeśli ktoś z Was ma jakieś propozycje lub uwagi zdobyte na podstawie doświadczeń – piszcie śmiało. Do Polski też docierają wysyłane przez satelitę sms z pozycją jachtu, więc pomimo, iż nie zawsze mamy zasięg AIS, możecie wiedzieć gdzie jesteśmy.

5 września ,piątek ,dzień 61
1600 – obierałem warzywa na leczo, płynęliśmy 5 knt gdy nagle łódką wstrząsnęło i jakby wyhamowała. Zerwał się fał na którym był postawiony spinaker. Metalowa linka rozszarpana spada w dół, a pod nią spinaker wdzięcznie kładą się na tafli Oceanu. Udaje się go w całości wyciągnąć spod jachtu. Ponieważ był to jeden z wolnych fałów, na razie nie zaprzątam sobie tym głowy. Przy tym rozkołysie wejście na maszt wiązałoby się odpadaniem od niego po 3 metry w prawo i lewo. Jak zmniejszy się fala wymienimy go na wodzie, jeśli nie poczekamy do postoju. Jedziemy na motyla, wiatr i fala się wzmagają a Polonus dzielnie raz po raz przekracza 6 knt. Dziś nie czuje się takiego gorąca, bo niebo przesłaniają postrzępione jak baranki chmury. Naprawiłem nawietrzniki by miały regulację oczyszczając je z soli i rdzy. Na rufie znalazło się miejsce dla zdemontowanej wcześniej lampki, których zapas Piotr przekazał załodze. Na jutro też coś przydatnego znajdzie się do zrobienia dla jachtu. Teraz książeczka i może drzemka do kolacji a później wachta.

6 września ,sobota, dzień 62

2220 – cały dzień i noc wieje północno – wschodni passat 4B. Fala staje się coraz dłuższa i wyższa. Dziś obok burt Polonusa co chwila wyskakiwały ławice latających ryb. Coś pewnie chciało je zeżreć . Od czasu do czasu z wody wyskakiwała również pojedyncza sztuka nie posiadająca zdolności lotniczych. Po 2100 zrzuciliśmy spinakera i grota, więc na samej genui z falą i wiatrem lecimy ponad 6 knt. Wcześniej rekord zaobserwowany to 9,1 knt. Wycieczkę na maszt w celu montażu dodatkowego fału dla spinakera odbył Witek, mnie pozostawiając montaż fału wolnego w miejsce starego. Odziany był w wełnianą czapkę , długie spodnie wypełnione poduszką i wyglądał jak postać rodem z wyprawy Shackletona sprzed 100 laty . Otrzymaliśmy na telefon satelitarny ostrzeżenie o możliwości wystąpienia wiatru do 45 węzłów, czujnie obserwujemy mogące o tym świadczyć zmiany. Do Cabo Verde mniej niż 450 mil.

7 września, niedziela ,dzień 63
Niż, który miał nas dopaść przeszedł przed nami na zachód. Lecimy więc na spinakerze i grocie 7 węzłów, o przy wcześniejszej prędkości na samej gieni w granicach 6 węzłów nie jest szczególnym osiągnięciem. Kulinarne podwieczorki sprawiają, iż nikt tu nie ma prawa chodzić głodnym. Jak nie owoce w czekoladzie, to śliwki na ciepło z zimnym avocado, dziś znowu wielki garnek sałatki owocowej . Dziś fala znów lekko większa, pięknie przelewa się pod jachtem ,tworząc u dziobu potężną górę z pieniącym się grzbietem. Coraz więcej ryb latających i coraz bliżej do Cabo Verde.

8 września, poniedziałek, dzień 64
0420 – psia wachta zaczęła się od zwrotu przez rufę, by bardziej po drodze było nam do Mindelo, niż do Palmeiry. Więc rolujemy lekko genuę, by zmieściła się przed baby-sztagiem . Grzegorz trochę za bardzo wyostrzył ,więc Polonus ustawia się bokiem do fali. Jak on bokiem to fala czołem naprzeciwko nas i wiadomo jak się skończyło . Mokrzy wszyscy co na zewnątrz. Ja włącznie z gumką od majtek. Ale ponieważ na dworze ciepło i w myśl powiedzenia „na żeglarzu zmokło, na żeglarzu wyschnie” – nie idę się przebrać. Wiatr zrobił swoje i właśnie odwiesiłem u siebie na wieszak suche ubranie. Gumka też prawie sucha. Pełnia księżyca pięknie oświetlała nam drogę, a Polonus niczym ogier ujeżdżał spienione, nie nasycone fale, wystawiając dzielnie zad na ich przyjęcie. Następnie wślizgiwał się na nie, lub jak kto woli one pod niego, efektem czego był syk piany wydobywający się z paszczy okiełznanej fali. Na zarefowanej genui lecimy 5-7 knt z wiatrem w podstawie 20 knt. Czyż nie jest kurde pięknie ?  Nawet spać się nie chce. Kierunek Mindelo, kurs 228, dystans 310 Nm. Dobranoc .

9 września, wtorek, dzień 65
0030 – Ocean się uspokoił, fala wydłużyła i wiatr również ustabilizował. Sielanka i spokój normalnie . Piękna księżycowa noc. Na samej genui ponad 5 knt., jak na noc wystarczy. Zszyty spinaker, być może jutro poleci na dziób, by jeszcze szybciej przybliżyć nas do celu. Pomimo, iż od 1400 do jutra do 2000 nie mam wachty, spać się nie chce bo wstawać nie trzeba i zmęczenia jakoś brak. Pełnia księżyca skłania do przemyśleń. Więc z powrotem na deck. Jutro tylko trzeba wstać na śniadanie.

10 września, środa. dzień 66
Wchodząc na wachtę o 8000 po 10 minutach widać już było Sao Antao. Zalana gęstwiną ciemnych chmur wyłoniła się po prawej stronie. Bez świateł latarni i tak była widoczna w ciemności. Około 1300 czasu jachtowego, oddaliśmy cumy w pustej jak na tę porę roku marinie w Mindelo. Cena też promocyjna 15 EURO. I tym oto sposobem, po przepłynięciu ponad 900 mil z Las Palmas, znów jestem na Cabo Verde ;).

Możliwość komentowania jest wyłączona.

  • Zobacz gdzie znajduje się Polonus

  • Newsletter