Na południe od Rio

6 listopad, czwartek, dzień 123

1945 – o 1730 odpłynęliśmy z nową załogą od kei w Rio de Janeiro. Wiatru brak, widoczność poniżej 1 Nm. Mgła jak rozlane mleko unosi się dookoła. Ocean spowity dość długą falą bez zmarszczek. Zapadła noc. 7 dni spędziliśmy w Rio na odpoczynku, smakowaniu lokalnych potraw, oraz oddawaniu się urokowi miasta. Z poprzedniej załogi pozostał Marek i doleciała Ela wraz z Danielem. Skład 4 osoby. Wczoraj i dziś zakupy, porządki i ruszyliśmy w stronę Urugwaju, planując jeszcze zatrzymać się w Brazylii. Marina Da Gloria w której staliśmy, znajduje się w pobliżu lokalnego lotniska, natomiast jakoś odgłosy startujących i lądujących samolotów nie przeszkadzały nam we śnie. Pomimo, iż w marinie znajdują się dobrze zaopatrzone sklepy żeglarskie, żarówki do kompasu nie spotkaliśmy, za to chcieli sprzedać nam nowy kompas. Poprawiliśmy szwy na genui, mam nadzieję, że uporaliśmy się z pontonem -5 dni stał w wodzie napompowany nie tracąc powietrza, które to jednak uszło z nas. Tydzień to stanowczo za długo na stanie w porcie.

7 listopad, piątek, dzień 124

1445 – Jeszcze cyferki z etapu Recife – Rio de Janeiro: 1238 Nm w 269 godzin.

Kolejny bezwietrzny dzień. Wiatru od 0 do nic, choć oczywiście w prognozie od 1000 miało coś wiać. W nocy mgły. Widoczność spadała drastycznie. Wspomagaliśmy się AIS i radarem. Nad ranem dodatkowo mżawka. Na razie jest pięknie i słonecznie, tylko gdzie ten wiatr ?? Wczoraj korzystając z posiadanych zapasów porcji świeżego mięsa ugotowaliśmy wieczorem rosół, a dziś zupę pomidorową. W dzień ciepło, ale na noc rozgrzewka w postaci ciepłej zupy się przydaje. Wczoraj temperatura w nocy to 24 stopnie !!, więc naprawdę chłodno w porównaniu tego co było zaraz po przypłynięciu do Brazylii. Wachty 4 godzinne jedno osobowe. A dziś jak o 0400 skończyłem wachtę i położyłem się w kokpicie by czuwać na podwachcie, uśpiła mnie na godzinę śpiewana kołysanka – poważnie ;) . Aha, próbujemy upolować rybę, choć bliżej było nam do ptaków, które w pewnej chwili w liczbie kilku sztuk przysiadły się na pontonie. Posiedziały, poćwierkały i na koniec go osrały J, po czym się wyniosły.

10 listopad, poniedziałek, dzień 127

1210 – o 0530 oddaliśmy cumy w marinie Pier26 w Santos. Wpływając tam przejrzeliśmy starannie locje i mapy, oraz tabele pływów. Głębokość wg map na wejściu do 3 marin znajdujących się praktycznie w jednym miejscu wynosiła min. 4m. Napisane jest również, iż jest to Chart map. Wiemy zatem, iż jest to min głębokość niezależna od pływu, który sięga tu ok. 1m. Na Polonusie sonda wykalibrowana jest od spodu kila ,więc na początku wszystko było ok., głębokości wskazywane przez nią to ponad 2,5m. Nagle przed samymi marinami spada do 1m ! Coś nie tak, odejmuję gazu i uważnie obserwuję wskazania sondy – 0,5m ! Znów zmniejszam prędkość zatrzymując praktycznie Polonusa i teraz dodatkowo obserwuję nurt rzeczki. Na brzegu siedzi dziadek z wędką, łowi ryby a obok mała dziewczynka wchodzi do wody i jest jakieś 5m obok burty jachtu. Z duszą na ramieniu powoli płyniemy do przodu. Żadna z marin na UKF-ce nie odpowiada. Gdy głębokości zaczynają rosnąć jest już lepiej. W skrajnym przypadku sonda pokazywała 0,1m ! Stajemy w pierwszej marinie po prawo, rufą do nabrzeża. Pod kilem 0,6m. Okazuje się, że wieczorem poziom wody znów ma się obniżyć, ale i tak różnica w stosunku do obecnego stanu to tylko -20 cm. Wychodzę na brzeg¸ by udać się do lokalnego marinero i spytać jaki fakt i spytać jaki faktycznie będzie poziom wody. On oczywiście tylko portugalski, ale zrozumiałem, że przy naszym zanurzeniu powinniśmy się jednak przestawić. Na odchodne jeszcze woła nas, oraz strażnika, który otwiera nam bramę i prowadzi do kolegi z sąsiedniej mariny, byśmy się jego zapytali czy tam  jest głębiej. Scenka zdobywania tak cennej informacji wyglądała mniej więcej tak: staję ja i Marek, po angielsku pytamy się francuza, ten tłumaczy to na swój ojczysty język swojej żonie, a ona na portugalski do marinero. Odpowiedzi zwrotne, wiadomo jaką drogą ;-).

Zapraszają nas do mariny mówiąc, że faktycznie u nich jest głębiej a poza tym mają dużo lepszą infrastrukturę. Marek oddaje nam cumy i przechodzi odebrać je do mariny obok, tak naprawdę to ta sama keja. Tam cumy odbiera już od nas cała świta, począwszy od sympatycznej pary starszych francuzów, którzy pomagali nam w tłumaczeniu, poprzez obsługę mariny – 3 osoby, i Marka ,który po części zdążył już opowiedzieć o celu naszej wizyty i całej wyprawy. Zabieram dokumenty,  idę do biura. Tam tłumaczą nam, że nie musimy wcale udawać się na miasto w celu dokonania odpraw, bo oni spróbują to za nas załatwić. Biorą dokumenty z poprzedniej wyprawy, sięgają po telefon i już po 15 minutach wiemy, że możemy sobie darować wizytę w urzędach. Sklecają krótkie pismo i faksują w stosowne miejsca. Dodatkowo, żeby była jasność za 2 dni postoju nie chcieli ani reala !! Upewniliśmy się 3 razy za każdym razem słysząc to samo. Popijając zimne piwo, otrzymujemy smażone kiełbaski z cebulką oraz fasolki jako przekąski – też za darmo ;) . Powiedzieli tylko, że dobrze iż nie jesteśmy Niemcami, bo oni wygrali z nimi w piłkę i ich nie lubią. Idąc na miasto, otrzymaliśmy jeszcze darmową podwózkę do promu, jakieś 6-7 km, przez lokalnego gościa, który po prostu widząc jak idziemy skrajem ulicy, zatrzymał swojego fiata, a po upewnieniu się, że jesteśmy tu jachtem zaproponował transport. Następnego dnia Ela z Markiem znajdują się w podobnej sytuacji ,tyle że im trafia się pick-up i podróż na pace. Otrzymują jeszcze za to … 4 piwa!.

Tak w Santos da się żyć, uprzejmości tu nie brakuje, tylko komarów zatrzęsienie ;).

Możliwość komentowania jest wyłączona.

  • Zobacz gdzie znajduje się Polonus

  • Newsletter