Rozmowa z Markiem Grzywą, kapitanem ostatniego etapu

Rozmowa z kapitanem Markiem Grzywą, jednym z organizatorów wyprawy jachtu Polonus ku czci sir Ernesta Shackletona.  Marek Grzywa będzie prowadził etap wyprawy od Falklandów, przez Wyspę Słoniową, Południową Georgię do Kapsztadu.

Marku, pływałeś już wcześniej w tamtych rejonach. Czy „żeglarsko”  jest to trudny etap ?

Na południe od 40. równoleżnika naprawdę  kończą się żarty. Trzeba się solidnie przyłożyć do zaplanowania rejsu, mieć przygotowane rozwiązania na sytuacje, które rozwijają się inaczej niż zaplanowane.  W tamtych rejonach hasło „port schronienia” ma całkiem inny wymiar i inne znaczenie niż to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni żeglując na Bałtyku czy na Morzu Północnym.

Połowa sukcesu takiej wyprawy , jak nie więcej, zależy od  znajomości prognoz pogody. Ważne jest ustalenie chociażby tego, kto będzie zajmował się przygotowywaniem prognoz dla wyprawy.  To jest poważne zadanie i wyzwanie. Nie może być  to luźne koleżeńskie zobowiązanie, że jak będę pamiętał to wieczorem wyślę smsa.

Dwa miesiące rejsu na Oceanie Południowym.  To będzie twój najdłuższy rejs z jedną załogą na pokładzie. Jak się dobiera ludzi na taki długi rejs ?

To prawda,  tak długo jeszcze nie płynąłem w stałej załodze. To jest tak, albo się tych ludzi bardzo dobrze zna  – w tym przypadku lwia część załogi dobrze się zna –  pływała ze sobą wcześniej, albo ….robi się casting (śmiech ;-))).

Nie mogą  to być osoby całkowicie przypadkowe.  Nie można zrobić tak, że ktoś się zgłasza, telefonicznie, czy przez internet i  po jednej rozmowie – płyniemy. Wiadomo, że spotykamy się wcześniej na lądzie.  Musimy się wcześniej poznać. W czasie doboru załogi była sytuacja, że  pojawił się ktoś, kogo chcieliśmy i musieliśmy poznać.  Doszliśmy do wniosku, że  jednak nie popłyniemy razem.

Jeśli chodzi o ostateczny kształt obecnej załogi,  tak w sumie wyszło że wszyscy się znają. Ja, Piotr Mikołajewski, Olek Kwaśniewski, Tomek Szepczyński  znamy się od lat i pływaliśmy razem, inni są znajomymi i mimo, że nie pływaliśmy wspólnie, to raczej wiemy czego można oczekiwać.

Nawet najlepsi znajomi mogą mieć siebie dość po dwóch miesiącach …

Nigdy czarno o tym nie myślę. Faktem jest , że może wystąpić taki problem . Nigdy się wcześniej nie zdarzyło, żeby w moich rejsach ludzie się konfliktowali. Na pewno dużą rolę odgrywa osobowość prowadzącego, osobowość innej znaczącej w załodze osoby. Procesy grupowe, które zachodzą na burcie jachtu można w pewien sposób animować. Ważne,  żeby ten animator miał podejście do życia trochę z humorem, trochę na luzie, bo to bardzo , ale to bardzo pomaga w budowaniu klimatu rejsu.

To co mówisz jest o tyle ważne, że w waszym przypadku, dopiero w połowie trasy z Falklandów do Kapsztadu jest wyspa Tristan da Cuhna, ale i stamtąd się za bardzo nie da ewakuować. Statki tam przypływają kilka razy do roku…

No właśnie. Ale nie zakładam takiego scenariusza. Tak jak powiedziałem jesteśmy znajomymi, znamy się od strony żeglarskiej, znamy się na lądzie i skoro przez tyle lat nie występowały konflikty, to – choć będziemy ograniczeni niewielką powierzchnią pokładu – to sądzę, że żadne konflikty nie wystąpią . Wszyscy biorący udział w tej wyprawie są dobrymi żeglarzami i wiemy czego możemy się po sobie spodziewać. Będziemy musieli przez ten czas na swoje gęby patrzeć, i tyle.

Inna jest też sytuacja, gdy na jachcie są sami faceci. Chyba czasem jest nawet lepiej , gdy nie ma tej przysłowiowo „łagodzącej obyczaje kobiety”, bo  można sobie szczerze, bez zwracania uwagi na przesadną etykietę pewne rzeczy powiedzieć . I to też bardzo pomaga rozładować atmosferę.

Z czego się najbardziej cieszysz prowadząc ten etap ?

Na przykład z możliwości zacumowania przy Wyspie Słoniowej. Naprawdę się z tego cieszę . Na świecie wszystko jest już dawno odkryte, wszędzie już pływały jachty , wszędzie byli ludzie. To jest jedno z niewielu miejsc, gdzie po przybyciu można powiedzieć,  że jest się jednym z nielicznych. To jednak czasem cholernie rajcuje, nawet takich dorosłych facetów jak my.

I druga sprawa. Wiesz, jakby nie patrzeć, Ernest Shackleton naprawdę wielkim człowiekiem był.  Ja nie przywiązuję zwykle większej wagi do pomników, miejsc i okoliczności. Ale grób Shackletona na Południowej Georgii  ma dla mnie pewien mistycyzm i robi wrażenie. I bardzo się cieszę,  że tam będziemy.

Możliwość komentowania jest wyłączona.

  • Zobacz gdzie znajduje się Polonus

  • Newsletter