Około 407 i pół mili do Rio, czyli Brazylia cz. 2

20 październik, poniedziałek, dzień 106

0005 – wachta skończona. Ponieważ od wypłynięcia z Recife sen zabrał mi raptem z 2 godziny mam nadzieję usnąć. Dziś zrobiliśmy 120 mil z wiatrami od SE do E. Od rana będziemy świętować urodziny Emilii. Kolejny jubilat \ jubilatka na Polonusie.

1040 – W końcu się wyspałem. Czujnie, ale jednak. Wstając przed 0600 przywitało mnie mocno świecące słonko. Zupełnie inaczej zaczyna się dzień. Później uroczyste śniadanie, atmosfera wesoła, część załogi, która miała drobne problemy zdrowotne dochodzi w oczach do siebie. Zaraz upiekę ciasto dla jubilatki, które chyba otrzyma nazwę ciasta Polonusowego. W lodówce już chłodzą się składniki na caipirinhę, a uroczysty obiad przygotowuje Andrzej !!. Na gieni widać małe przedarcie na części UV, więc w kolejnym porcie naprawa. Wieje E3, co zaprzecza wszelkim prognozom wysyłanym z lądu i ściągniętym przeze mnie. Ehhh te prognozy, straszą nas, że od Salvador wiatry przeciwne – sprawdzimy – opowiemy Wam ;)

23 października, czwartek, dzień 109

1800- gdy Salvador zniknął za rufą, Emilia zaserwowała kurczaka curry. Obfity posiłek znów zaspokoił nasze brzuchy. Generalnie nie jadamy kolacji i to nie jak Tomek Cichocki, którego książkę o rejsie dookoła świata czytam .Wczoraj uzupełniliśmy zapasy jedzenia i wody pakując 4 koszyki w sklepie spożywczym. Odprawa checkin i checkout zajęła mi 5 godzin nie licząc faktu iż wcześniej o 1203 Pani w Policji Federal stwierdziła iż od 1200 mają sjestę więc nie jest w stanie nam pomóc. Później było już otwarte, lecz przede mną odprawiali się kapitanowie statków ze stertą paszportów w ręku. Z budynku wyszedłem po 1600, by udać się do kapitanatu portu i zdążyć wrócić przed 1700, aby odebrać dokumenty jachtu i potwierdzenie odprawy. Jakież zdziwienie i rozbawienie wywołałem u pani w kapitanacie chcąc wejść na teren w krótkich spodniach, klapkach i chustce na głowie. Sam sobie tylko znanym sposobem przekonałem ją, że musi mnie tam wpuścić . Odprowadziła mnie pod same drzwi i po 1700 udało mi się z powrotem dotrzeć na Policję, grzejąc na złamanie karku zdezelowaną taksówką. Pani policjantka oczywiście ogarnęła mnie złym spojrzeniem, że nie dotarłem na czas, ale łaskawie wydała dokumenty a na koniec na jej kamiennej dotąd twarzy pojawił się uśmiech. Wieczorem tankowanie wody, paliwa, zmiana lekko rozdartej genui , sztauowanie i o 0440 wyruszamy w stronę Rio de Janeiro. Wiatr w mordę, znów inaczej niż w prognozie, ale wierzymy, że obróci. Czerwony zachód słońca po prawo, chłodny wiatr z południa i coraz zimniej w nocy. Chyba na wachtę o północy, trzeba coś w końcu na siebie nałożyć.

25 października, sobota, dzień 111

W końcu podwiewa z East. Co prawda marna trójeczka, ale pozwala to rozwinąć 4-5 knt. Rano iście angielska pogoda ,teraz bezchmurne niebo i gorące słońce. Noc prawie bez opadów ,ale za to całe pokryte gęstymi chmurami, które całkowicie zasnuły gwiazdy J.

Na tle tej czarnej tablicy łączącej niebo i Ocean migały pojedyncze światełka rybackich pływadełek Odnośnie ryb..… Którejś nocy, będąc na wachcie z Markiem ,usłyszeliśmy sprężynujący brzdęk J. Marek przejął ster a ja z latarką w zębach poszedłem na rufę. Okazało się, że pękła rolka na której mieliśmy rozciągniętą żyłkę a na jej końcu sztuczną rybę, którą ciągnęliśmy z dwoma hakami za jachtem. Branie !! Naciągnąłem żyłkę, lecz po chwil napięła się do tego stopnia, że rozcięła mi palce. Zanim zszedłem pod pokład po rękawiczki i wróciłem na górę, po rybie został tylko zerwany przypon. Błędem naszym było, , że od razu nie stanęliśmy w dryf. Być może byłby obiad. Cóż kolejna nauczka. Dziś w nocy będziemy znów przepływać w okolicy wysepek, więc na wypłaceniach coś zarzucimy. Nastroje super, wszyscy zdrowi, w przewodnikach lustrujemy atrakcje Rio.

27 października, poniedziałek, dzień 113

1550 – Od północy z małymi przerwami pada. W nocy kilkuminutowe szkwały do 32 knt, podobnie jak i dziś. Deszcz nie jest już taki ciepły i wymaga założenia czegoś na siebie. Jak mijają nas statki to parami. W ogóle mało ich. Mieliśmy bliski odwiedziny jakiś humbaków czy tam innych wielorybów. Dostojnie wynurzały się z Oceanu ,by na koniec majestatycznie zamachać nam ogonem tudzież płetwą ogonową. Po porannej wachcie był film, a teraz po obfitym obiedzie, którego pewnie starczy nam na jutro, chwila drzemki przed kolejną jazdą za sterem. Ach – brak stałych zajęć motywująco wpływa na jakość posiłków, do tego stopnia, że Emilia już w nocy przygotowała śniadanie – tzn. zapiekankę. By oderwać się trochę od tematyki morskiej, po 3 dniach kończę drugą książkę Grischama o lekkostrawnej i przyjemnej tematyce. Później będzie ambitny Thoreau. Do Rio mniej niż 400 mil. Jak to rzekł Andrzej około 407 i pół !!

29 październik, środa, dzień 115

Trawers Sao Tome. Wczorajszy dzień spokojny. Od połówki do baksztagu kursem 230 szliśmy z postawionym bezanem. Wiatr w porywach 18 knt, ciepły słoneczny dzień. Wieczorem lokalny kuter stawiający sieci bez żadnego oznakowania próbował skutecznie nas nie przepuścić. My zwrot w prawo by go ominąć, on wyrasta przed dziobem, zwrot w lewo by ominąć sieci – znów jest na kursie. Sami się chyba w te sieci wplątali, my równolegle do malutkich skrawków styropianu unoszących się na wodzie odeszliśmy dość daleko , ponownie wracając na kurs. Jeszcze tylko napięła się nasza żyłka wyrzucona za burtę wraz z przynętą ,którą co niektórzy uważali za zdobyty obiad, okrzykiem radości świętując zdobycz. Gumowa przynęta za nic nie nadawała się na patelnię. W nocy duży ruch statków, kutrów i innych jednostek pływających w pobliżu platform, z których wydobywały się strzelające w górę płomienie. Od rana wiatru brak, za to teraz regularnie powyżej 25 knt z porywami do 38. Genua zarefowana do wielkości chustki do nosa a i tak z wiatrem i falą 6-7 knt. Do Rio ok. 80 mil. Wczoraj imieniny świętował Tadzio.

Gdzieś 10 mil dalej

Wieje do 44, Andrzej nie widzi kompasu. Fale jak kamienice, największe podczas tej wyprawy.

4 listopada, wtorek, dzień 121

Wczoraj wyjechał Andrzej, dziś Emilia i Tadek. Dojechał Daniel i w nocy ma dotrzeć Ela. To już 6 dni w Rio. Więcej nie da się zwiedzać i podziwiać. Większość atrakcji przereklamowana, oprócz ….. Z ważniejszych rzeczy na jacht kupiłem hamak. Da się przeżyć i spać. Siedzieć nawet w 3 osoby. Problemem jak się okazuje jest tu dostęp do wifi więc dopiero teraz mogę coś wysłać. Albo jutro, jeśli znów nie będzie zasięgu.

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.

  • Zobacz gdzie znajduje się Polonus

  • Newsletter