Z bloga bosmana: na Południe, czyli koniec upałów…

4 grudnia, czwartek, dzień 151

Wczoraj o 1530 po raz drugi wypłynęliśmy z kotwicowiska w PTO Madrin. Dopływaliśmy dzień wcześniej rano, powoli doczłapując się do zatoki. Silnik nie chciał wkręcać się na obroty ( patrz przedostatnie zdanie z 30.11 – czyż to nie ironia??) i musieliśmy zadowolić się prędkością około 3 knt., a w porywach wiatru od dziobu nawet i to było trudno osiągalne. Nie miałem nic naprawiać, zanim nie dopłyniemy do zatoki i nie staniemy na boi. Więc leżałem i myślałem, a jak wiadomo im dłużej się myśli, tym czarniejsze scenariusze. W Polsce zaangażowani byli wszyscy. Fabryka silników,  mechanicy i wszyscy święci. Zapowiadała się niezła wycieczka do Argentyny J. Jak wiadomo dość powszechnie, przyczyny takich niespodziewanych awarii są dość proste, choć oczywiście nie jest to regułą. No bo jak to tak nagle, bez ostrzeżenia brakuje mocy. Na luzie silnik wkręca się na maksymalne obroty a po włączeniu biegu nie. Jak dotąd współpraca nasza, czyli moja i Polonusa, układała się wzorowo, więc i tym razem doszliśmy do porozumienia i po porannych 2 godzinach naprawy przystąpiliśmy do przeprowadzania prób na wodzie. Łącznie trwało to kilka godzin, gdyż wszyscy oprócz mnie i Przemka popłynęli pontonem na ląd. Więc jeszcze w międzyczasie dorobienie listew do grota,  naprawa zatkanego odpływu z zęzy ( pestka od śliwki i drewienko ;) ), naprawa szota, a ponieważ próba z silnikiem wypada pomyślnie, zapada decyzja – wypływamy wieczorem. Odchodzimy od boi, wiatr w mordę ,więc przez zatokę płyniemy na silniku, aż tu nagle po godzinie ….. obroty spadają i silnik zaczyna się dusić. Decyzja kapitana – natychmiast zawracamy. Po sprawdzeniu pompy, wiem już, że przyczyna leży gdzie indziej. Niby objaw taki sam, a jednak…. Rano wykręcam filtry paliwa, to co w nich widzę, potwierdza przypuszczenia. 2 nowe filtry z magazynku lądują na swoim miejscu w silniku, dodatkowo korzystając z czasu zmieniam olej w przekładni, odpowietrzam silnik i płyniemy. To tyle ze spraw technicznych dotyczących silnika.

Procedura odpraw w Argentynie jest upierdliwa najdelikatniej mówiąc. Po naszym powrocie w nocy na zatokę, musieliśmy po raz kolejny odprawić się na wejście i wyjście. Czyli znów wodowanie pontonu z silnikiem i desant na plażę, o przepisywaniu sterty kwitów przez Krzysztofa nie wspominając.

A propos pontonu – Pamiętacie walkę z upierdliwym, powolnym schodzeniem powietrza podczas gdy ponton wisiał, albo i nie wisiał w bliżej nie określonych okolicznościach przyrody?  To właśnie rozkładając go na dziobie i pompując, Marek odkrył mikro dziurę z której akurat w tej pozycji wydobywało się powietrze. Leżał akurat tak oparty, że uchodziło z niego życie. Więc po powrocie z prefektury jeszcze go załatałem i na Falklandach okaże się, czy dolega mu coś jeszcze.

Wiatru brak – znowu. Grzeje słońce, jest 20 stopni (czy oby dobrze się wyraziłem ?? J ). Kurs 200, silnik i 6 knt na budziku. Dostałem sygnał od Marka, że zaczynają zbliżenie na Falklandy. Czyli kolejna ekipa pojawi się tydzień wcześniej. Co będą tam robić w oczekiwaniu na Polonusa ? Może sami to opiszą ? :-)

5 grudnia, piątek, dzień 152

Wiatr obrócił na SW. Wieje 3-4B, wszystkie żagle w górze. Wcześniej 5 godzin przerwy od wiatru i przy okazji ładowanie akumulatorów. Wczoraj przekroczyliśmy 45 stopień szerokości południowej. Teraz na mapie za 8 mil mamy zaznaczony maksymalny obszar występowania lodów. Oczywiście pora roku nie ta, ale uświadamia to, jak daleko się już posunęliśmy. Dopiero co był równik J. O ciepłych wachtach już prawie zapomniałem. Dziś wyjątkowo zimno i mokro, a przecież tak naprawdę wszystko przede mną. Czy aklimatyzacja do zimna przebiegnie tak szybko jak do upałów? Zobaczymy.

Skończyła się cebula i duży zbiornik wody. Zostało 300 litrów i rezerwa, ale świeżych warzyw w rezerwie brak, podobnie jak owoców. Do wschodniego wybrzeża Falklandów około 400 nM. Dużo albatrosów i petryli  latających blisko obok jachtu. Ponoć są nie smaczne. Na szczęście świeże mięso leży w lodówce. Na linii wodnej znów urosła Polusiowi broda ;), a golony był przecież w Urugwaju. Zaczynam przegląd i wyciąganie ubrań zimowych ;) . Już nie zazdrościcie upałów ?

6 grudnia, sobota, dzień 153

1200 – od wczoraj wieje z NW od 4B do 8B. Dziś od 0400 trzyma na poziomie 6B, więc warunki do żeglugi zaczynają się robić idealne. Piękny baksztag, lekko zarefowana genua. Wczoraj odwiedziły nas wieloryby. Były w trójkę około 50 m od prawej burty. Wynurzały swe ogromne cielska, oraz wydawały okrzyki raz po raz wyrzucając w górę fontanny wody. Kontakt próbował z nimi nawiązać Przemek, również wydając nie artykułowane dźwięki. Jednak chyba nie przypadły do gustu rodzinie wielorybów, bo odpłynęły w siną dal. Za kilkanaście minut pod salingiem zagości banderka Falklandów. Minęliśmy właśnie 48S. Od 0330 na nogach, więc herbata, ciacho i chyba wezmę się za przepisywanie notatek. Aha, ciekawe co dziś przyniesie Mikołaj J ?

9 grudnia 2014, wtorek, dzień 156

Wczoraj o 0230 czasu polskiego zacumowaliśmy w Port Stanley na Falklandach. Ostatnie dwa dni pogoda pięknie żeglarska. Wiatry do 7B z właściwych kierunków. Fakt, żegluga mokra, ale najlepsze warunki na tym etapie. Od razu po przybyciu, odwiedził nas urzędnik, dopełniając na jachcie wszystkich formalności związanych z odprawą.  Później z Przemkiem 3 godziny zwiedzaliśmy miasteczko, które ma swój fajny klimat. Kolejne miejsce na ziemi, zaraz po Cabo Verde, które od razu mnie urzekło. Dziś dalsza eksploracja, spotkanie z następną ekipą będącą już w Stanley i potem czas dla jachtu. No i wifi muszę znaleźć ;)

Możliwość komentowania jest wyłączona.

  • Zobacz gdzie znajduje się Polonus

  • Newsletter